by Cyprian Kamil Norwid (1821 - 1883)
Błogosławione pieśni malinowe
Language: Polish (Polski)
Błogosławione pieśni malinowe, Błogosławione pieśni kalinowe, Błogosławione otchłanne niebiosy, Obłoki, wiatrem gnane jako stada, I kołysane wiatrem ciężkie kłosy – – Duch się w harmonię m ę k ą nie układa: By w pieśni stanąć, dość stanąć pod progiem; Odetchnąć dosyć, by odetchnąć Bogiem! Błogosławiona jest gorycz wiośniana, Wśród pękających drzew rozpowietrzana, Drzew, co od ziemi jak kolumny rosną, Gdy w niebie miękkich gałęzi obręcze Podobne mają do harf strojnych wiosną I psalmem: „Ś w i ę t y!” – tak że patrząc, klęczę. Błogosławione jest i obce daléj Powietrze, które się jak mirra pali, Rozpustujące z dzikiej lauru woni, Pomarańcz złotem kapiące – i niebem, Pod którym każdy głaz jak Memnon dzwoni Każdy lazaron, gdy zechce, jest Febem. Błogosławiony i step ów bez końca Oceanowej przestrzeni – na której Nie mają spocząć gdzie promienie słońca, Szmaragdowymi odpychane góry: Z dumą żywiołu, co, jak chaos stary. Mało się komu dał deptać – bez wiary! Błogosławione są islandzkie mroki I cichość morska, taka – że umarli, Nie mając w grobach zarówno głębokiéj, Może by śmierci swoich się zaparli. – Otchłanie morza i niebios otchłanie Dnami tam w siebie patrzają, poza nic. I fal jakoby nie było: Cisza, co słowu nakazując ciszę Zda się układać z samym Słowem-słowa, Że swoich prac nie skończyło – – Ocean taflą jedna, się kołysze. Jakby go właśnie osadzano z nowa. Jakby się globu kończyła budowa. Jakby tej było chwili odpomnienie. Co końcem dzieła wzbudza zadziwienie. Nie będąc jednem ni drugiem – Tylko coś – jakby koniec i początek, Przedpotopowej tajemnicy szczątek, Ducha wyorany pługiem. Błogosławione jest próżniactwo człeka, Co szuka, aby mu było wygodnie; Poezja w usta by szła zdrojem mleka. Wiek się nikczemnie nie kłopotał o dnie. Natura z piersią czekała otwartą I z swoim miękkim bogactwa welonem; By każda twoja łza była otartą. Każde uczucie było podzielonem; A ty – bezkrwawą promienny zaletą, Dobranych ludzi otoczony chórem – Żebyś był h a r f ą... rzec chciałem: p o e t ą, Lecz mi to słowo przychodzi z oporem – Błogosławione wszystko to – i nie to – Ale czy będę błogosławić tobie, O! miasto wielkie – serc i kwiatów grobie? – Gdzie, oddychając, cudze chłoniesz tchnienia. Kroku niemocnyś zrobić pierworodnie. Myślisz, żeś wesół – to nie twe wrażenia, Cnoty nie twoje i nie twoje zbrodnie: „N i e j e s t e ś! – z bruku wołają kamienie – P r z e c h o d ź!” – Dopiero – wśród tego miliona, Dopiero w takim obozie ludzkości, Dopiero tutaj, jeżeli nie skona Pieśń twa – nie skona z niedokończoności – Jeśli anielstwo jej wyżywić zdołasz Na każdą dobę, co jest przypadkowe Rzucając na bok; jeśli nie zawołasz: „Ojcze! i niebo już nudzi mię płowe. Jako wytartej szaty wielka poła –” O! wtedy będę wierzył Muzie twojej. Że bezwidnego filarem kościoła Na safirowym utwierdzeniu stoi! – Błogosławione są i w myśli sferze Złudzenia, którym – niestety – nie wierzę: Bałwany różnych szkół i różnej doby. Nie istniejące – a możne! – i nieraz Wiekiem rządzące, jak wielkie osoby. – Wyrazem jednym, jednym słowem: t e r a z, Jakoby berła żelaznego siłą, Bijące tłumy, aż się im pokłonią, Aż się przed ciosem zastawią mogiłą, Aż się zastawią krzyżem – nigdy dłonią! Błogosławione są te wszystkie mary, Bo kto im szyję podesłał, szczęśliwy! Miłości bolę i cierpienia Wiary Nie znane jemu – on zna tylko: wpływy – M o d y-m n i e m a n i a – i c z a s ó w-u k a z y; Lecz ty szaleniec – on mędrcem sto razy! Jeśli więc w łunach tych ciebie zobaczę Nie odmienionym i z gwiazdą na czole, Której ci z włosem nie wydrą rozpacze; Jeśli usłyszę cię mówiącym: „W o l ę”, Mówiącym: „K o c h a m – c h c ę – j e s t e m c z ł o w i e k i e m. – Dłoń mą wyciągam, chociażby rozdartą Z czystego złota wykowanym ćwiekiem; Wyciągam moją dłoń szczerze otwartą Wszystkiemu, co jest zacne i godziwe” – O! wtedy powiem, że pieśni twe – żywe! Lecz nie tu koniec prób – ja wyznam – oni Poczekać zechcą na harfy rozpadek, Na spopielenie tej, co grała, dłoni, By tylko kamień i Bóg był ci świadek. – Miłości otchłań i twardość-granitu By tobie były, od szczytu do szczytu, Jako monument utwierdzony w wieczność, Że k o c h a ć śmiałeś, w i e r z y ć, k o n a ć – i tu Nie była twoją Poezją – konieczność! –
About the headline (FAQ)
Text Authorship:
- by Cyprian Kamil Norwid (1821 - 1883), "Próby" [author's text checked 1 time against a primary source]
Musical settings (art songs, Lieder, mélodies, (etc.), choral pieces, and other vocal works set to this text), listed by composer (not necessarily exhaustive):
- by Henryk Mikołaj Górecki (1933 - 2010), "Błogosławione pieśni malinowe", op. 43 no. 1 (1980) [ voice and piano ], from Błogosławione pieśni malinowe, no. 1 [sung text not yet checked]
Researcher for this text: Emily Ezust [Administrator]
This text was added to the website: 2010-11-15
Line count: 113
Word count: 763